niedziela, 19 sierpnia 2012

W całości erogenna.


'Szał uniesień' Władysław Podkowiński

"Nie ma nieba i ziemi, otchłani, ni piekła,
Jest tylko Beatrycze. I właśnie jej nie ma".


Zaczynam seanse filmów w reżyserii Andrieja Tarkowskiego. Pół kroku w drodze do zrozumienia kultury Rosji, Rosji w ogóle- mam nadzieję.

poniedziałek, 13 sierpnia 2012

Akcja promująca Islandię!! ;)

Artykuł II Kaskaderzy literatury? Stachura, Wojaczek, Hłasko...

Kaskader to akrobata, dublujący aktorów w ryzykownych, niebezpiecznych ujęciach, wymagających dużej zręczności i sprawności. Kaskader literat? Testuje siebie i swoje człowieczeństwo w sytuacjach równie ekstremalnych. Żyje ryzykownie na granicy ze śmiercią, na granicy świadomości, ekspresji duszy. Kaskader literat to legenda filozoficzności, osobowości, projekcja buntu egzystencjalnego, przeciwko metafizycznemu skostnieniu. Wzrok poza papierowym horyzontem literatury, cisza zamiast krzyku wielkomiejskiej bohemy- Stachura, Hłasko, Poświatowska, Bruno- Milczewski, Wojaczek- cisza wielkomiejskiej bohemy, na dźwięk wymienionych nazwisk?
                Halina Poświatowska wiedziała, o tym, że legendy szybko przemijają, że ich miejsce szybko wypełnia się czymś nowym, ciekawszym dla głodnego wciąż nowych wrazeń i przeżyć czytelnika, pisała: „Przez chwilę będą mówić o mnie, będą dziwić się mojej śmierci- zapomną. Nie łudźmy się przyjacielu, ludzie pogrzebią nas w pamięci równie szybko, jak pogrzebią w ziemi nasze ciała. Nasz ból, nasza miłość, wszystkie nasze pragnienia odejdą razem z nami i nie pozostanie po nich nawet puste miejsce. Na ziemi, nie ma pustych miejsc”. Zapomną czy też nie, dobrze się dzieje, gdy w odbiorcy pozostaną główne idee, w myśli, których człowiek żył i wyróżniał się, dając wyraz swej jednostkowości. W kwestii dotyczącej kaskaderów literatury, sporne bywa to czy ludzie, w szczególnosci młodzież, (bo przecież ci twórcy kierowali się właśnie doktryną wiecznej młodości, powodującej nienasycenie i głód życia) nieświadomie nie jest kontynuatorem, niosącym na sztandarach hasła propagujące bycie sobą, potęgujące odrębność, mówiąc stanowcze „nie!” tradycji i generacji, będąc przeciw ogólnie przyjętym zasadom. (Oni) też byli przeciw, pisali przeciw. Wojaczek nie popierał masowości, tłumów, wymuszonej, trupiej literatury. Stachura przeciwstawiał całej literaturze ekstazę. Bursa był przeciw poetyce zbiorowej „pryszczatych” oraz martwej perspektywie młodości własnej generacji. Poświatowska wznowiła kult ciała, negując jego degradacje. Natomiast ładna, gładka mowa, ewidentnym kłastwem była dla Milczewskiego.
                 Młodość pozwala na więcej. Specyfikę tego okresu dobrze opisuje pojęcie moratorium, czyli odroczenie. Psychspołeczne moratorium to swego rodzaju okres ochronny, pozwalającym młodym ludziom na wypróbowanie różnych rodzajów aktywności, bez obowiązku ponoszenia wielu konsekwencji. Ogólnie mówiąc to stan, który z jednej strony charakteryzuje się niepewnością, wynikającą z koniecznosci zmierzenia się z ważnymi życiowymi problemami. Szukając własnego systemu wartości, pojawia się chęć udowodnienia swojej siłyi odrębności sprzeciwiającej się uczestnictwu w świecie przemocy i ubezwłasnowolnienia. Tak samo, w latach twórczości kaskaderów, wznowiono kult młodości mającej swe przywileje oraz pozwalającej na heroizm. Ludzi wyobrażano sobie,  jako nieświadomą masę, rozmodloną do rzeczy i pieniądza, nie mającą zdolności przeżywania rzeczy wyższych. Tłumy tych ludzi były godne tylko pogardy.
Następstwa uwielbienia młodości nie zawsze były takie , o jakich można byłoby pomarzyć. Życie według ideologii wiecznej młodości stawało się nienasyceniem, zachłystywanie się chwilą nie zaspokajało głodu bytu. To młodość właśnie, była po obsesyjnej doktrynie wolności, pułapką poetów. Zabawa nie mogła trwać bez końca. Przedłużona olimpiada młodości doprowadzała do zmęczenia, powolnego wyczerpywania się zasobów psychicznych i fizycznych, a kiedy w świat wdzierała się codzienność, poeta czuł się zagubiony.
                W dojrzewaniu wszystko jest pierwsze i ostatnie. Poezja dla kaskaderów była odseparowaniem od społeczeństwa, które powodowało niemoc poradzenia sobie z własną osobowścią. Pisanie stało się nie tylko rodzajem buntu, ale również terapii. Pezja była patetycznym i tragicznym gestem, jaki postanowiono wykonać by przeciwstawić się zmęczeniu i pokonywaniu barier. Zastanowić się można, czym w takim kontekscie (szaleństwa, egzystencjalnego ryzyka) jest właściwie poezja. Sądzę, że nie chodzi tutaj o posługiwanie się określeniami i definicjami zawartymi w podręcznikach teorii literatury, że poezja to nie pewien układ zawierszowanego tekstu z charakterystyczną wysoką metaforyzacją języka, ale poezja to stan ducha, stan wyobcowania z ludzkiej wspólnoty, z powszechnie przyjętych kanonów wyobraźni. Poezja rodzi się z napięcia, jest wytworem szczególnie wyczulonych wrażliwości.  Myślę, że właśnie gest poetów Wojaczka czy Stachury stał się jedną z przyczyn ostentacyjnego zerwania z tradycyjną  poetyckoscią. Pisane przez nich wiersze, traktuję,  jako prekursorkie w stosunku do ogólnej normy wysławiania się i postawy. Jednym z ważniejszych preceptorów takich zmian był Rafał Wojaczek. Czytając jego utwory dochodzi się do wniosku, że poeta (ekstremalny?!) pyta o rzeczy podstawowe i jeżeli ma kłopot z ładem wewnętrzym, to postanawia zrezygnować z życia, nie uzyskawszy zadawalających odpowiedzi. Elementarne pytanie Wojaczka brzmiało:  jaki sens ma życie, czy w ogóle ma sens. Pomimo, że wielu wierszach usiłował rozpaczliwie odpowiedzieć sobie na te pytania, ostatecznie załamał się pod ciężarem okoliczności ryzyka, które podjął- popełnił samobójstwo w maju 1971.
                Pojawiający się nowy język poetycki, usiłujący oddać skomplikowane relacje między człowiekiem a coraz bardziej oschłym, obcym, zimnym światem, oparł się na arsenale środków charakteryzujących mowę potoczną, z jej brutalizmami, wulgarnością, z całą jej sugestywnością, dosadnością, z poezją niespodziewaną. Skoro młodzi nie chcięli używać zdewaluowanego języka „dorosłych”, skoro towarzyszyło im poczucie fikcji i fałszu zastanego układu literackiego, musieli wymyślić jakiś własny sposób ‘rzucania wierszem w twarz’. Nawiązywali bardziej do wzorców pop-kultury, niż do wyraźnie określonej tradycji literackiej. Młodym nie podobała się zastana kultura, sposoby poetyckiego mówienia, techniki funkcjonowani poety w społeczeństwie. Kaskaderzy chcieli uwolnić literaturę od patriotycznych i społecznych obowiązków. Wiersz miał być czymś najzupełniej prywatnym, własnym, intymnym, miał być nieobliczalny i skandaliczny. Wiersz miał za zadanie czymś ryzykować, w zasypywaniu przepaści między kulturą wysoką a niską, miał wiązać mowę pompatyczną i oficjalną ze zwykłym mówieniem w szarym i zdegradowanym estetycznie, zwykłym życiu. Poezje przepełniała stylistyczna rewolta oraz obyczajowy bunt.
                Ostatnio spotkałam się z poglądem, że kaskaderzy literatury to sformułowanie chybione, a to, dlatego, że efekty literackie i poglądy na świat poszczególnych autorów zalicznych do tej grupy, bardzo się rózniły. Sądzę, że opinia ta, polega na spojrzeniu specjalistycznym nie tylko literackim. Z punktu widzenia intensywności uprawiania twórczości artystycznej, chodzi właśnie o „wypalanie się” pisaniem. Wszyscy z tychże poetów, albo prawie wszyscy zginęli śmiercią samobójczą, tak jakby igrali z literaturą, poezją. Z drugiej jednak strony, nie można traktować całe biografie, zmagania, skomplikowaną historię każdego z tych autorów zbyt powierzchownie, sprowadzając je do jednego mianownika. Po za tym istnieje wielu, bez reszty oddanych literaturze autorów, którym udało się ujść z życiem i niekoniecznie określa się ich tych mianem. Przykładem może stać się tutaj twórczość Ryszarda Kapuścińskiego, sam powiedział, że „(…) większość z tego co robię, ma dla mnie sens o ile służy pisaniu” a trudno nazwać go kaskaderem. A nawet pisał egzystencjalnie. A i w wielu miejscach odnajduje się fragmenty, pod którymi i Stachura by się podpisał(choćby w „Lapidariach”).
                 Kaskaderzy skupiali się chyba w głównej mierze na sobie, na własnych przeżyciach estetycznych. Przy tym wyłączali, czy raczej spychali na dalszy plan wszystkie inne sposoby odbierania świata, czyli rozum i sumienie. Życie, bowiem należy traktować jako coś integralnego. Myślę, że prawdziwe bogactwo poznania świata, daje kontakt z drugim człowiekiem. Oczywiście, że drogą, może być poszukiwanie samego siebie, a droga ta, to poetyckie zmierzanie ku mistyce. Jednak jeśli jest to skupianie się na estetyce, bez poznania prawdy o sobie i literaturze, to prawdopodobne jest, że skończy się nihilimzem. Przytoczę jeszcze raz Kapuścińskiego: „ Człowiek dla siebie może stać się takim kłopotem, że już nie starczy mu czasu na zajmowanie się czymś więcej”. Skupianie się wyłącznie na etetyce sensu stricto, to zatrzymanie się w pół drogi, a przecież człowiek, ma skłonność do dalszego zagłębiania się w stylowości. W końcu jednak zaczyna uwrażliwiać się na rzeczywistość duchową. Z racji, że już przedtem pominął zdrowy rozsadek i sumienie, więc odpowiedzi,  jakie otrzymuje niekoniecznie prowadzą go w dobrą stronę. Innym słowem, mistycyzm ma swoje manowce. Dodam jeszcze, że ludzie skupiający się na własnych nieszczęściach, mają skłonność do dawania im artystycznej oprawy, bo wtedy stają się one łatwiejsze do zniesienia, są formą terapii. Można się wtedy nie tylko do nich przywyczaić, ale i je polubić, a nawet się nimi fascynować.
                Znalazłam niedawno ciekawy wywiad Marka Hłaski, dla Polskiego Radia. Poeta mówił, że prawdę o życiu, o czasie należy przyjmowaći przekazywać w subiektywny sposób. Życie należy przyjmować z wiarą, nadzieją na szczęście, inaczej można doświadczyć klęski. Powińniśmy być sobą nie bacząc na przeszkody. Końcowe słowa Hłaski brzmiały: „Szukaj siebie i zawsze bądź wierny sobie, próbuj wszystkiego, bo jak nie będziesz miał na starość, czego żałować, to znaczy, że już na pewno przegrałeś życie”….

Wiersz VI

chcesz być to bądź ale sama nie wiem nie
bądź więc wstępem do rozpaczy jeśli nie da się nie
nie dłużej nie da się śnić o tym o tobie
gdzie świat radością dyszy
a ty kradniesz co się da i tu przynosisz
znużony mi odpowiadasz
wargi do wgryzania się w obojętność zostawaisz
a później zrzekasz się wyrzekasz przyrzekasz
pieczęcią oddechu krzyczysz na tą duszę jednego zrywu
miłość
jasnym jękiem oddajesz mi siebie i tyle

i już włosa z głowy ani rzęsy najkrótszej nie stracę
już nigdy więcej rozpaczą moją nie będę się sycić
padliną ostatnich- niechaj wiotkich-
splotów męstwa w tobie

Wiersz V

jeśli będziesz chciał odejść zadzwoń
błagam tylko nie nadawaj bzdur
mam ogranicznony czas na życie
i ani chwili dłużej

zadzwoń
powiem ci, że akurat jem kolacje
i nie mogę mówić
albo że jest u mnie ktoś
kto nie powinien
i robię rzeczy które mogę robić
tylko z tobą

zadzwoń
może będzie wielkie nic
albo wielkanoc
wzbudzę wiarę ponownie
wyrzucę kłębowisko
nadętych myśli

zadzwoń
jeśli nie odbiorę
to będę poza zasięgiem
albo już umarłam
to nic
zostaw wiadomość
tak ładnie potrafisz mówić